Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tofik83 z miasta Częstochowa. Mam przejechane 24264.10 kilometrów + około 5000 km poza bikestats. Jeżdżę z prędkością średnią 25.01 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Tak było: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tofik83.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

z foto

Dystans całkowity:2224.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:101:21
Średnia prędkość:22.36 km/h
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:54.26 km i 2h 21m
Więcej statystyk
  • DST 50.00km
  • Czas 01:51
  • VAVG 27.03km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień Niepodległości

Środa, 11 listopada 2015 · dodano: 11.11.2015 | Komentarze 0

Trasa standardowa/asfaltowa do Ostrów nad Okszą; powrót przez Nową Wieś i Czarny Las. Tempo w zasadzie spokojne chociaż na odcinkach gdzie wiatr wiał w pysk trzeba się było trochę napracować :)

Żeby pamięć o Nich pozostała na zawsze !



  • Czas 00:58

III CROSS Duathlon Częstochowa

Niedziela, 4 października 2015 · dodano: 05.10.2015 | Komentarze 5

W związku z tym, że tegoroczne starty w różnorakich zawodach to jakaś katastrofa kiedy tylko dowiedziałem się, że w Czewie startuje kolejna edycja CROSS Duathlonu postanowiłem… wystartować :)

Tylko jak ma wystartować ktoś kto w zasadzie nie biega? Przed tymi zawodami miałem wybiegane ok... 18 km co dawało perspektywy co najwyżej na… ukończenie heh. I taki był też cel: ukończyć. Opracowany został nawet "plan taktyczny" :) który obejmował bieg swoim tempem na pierwszym okrążeniu, później miał być ogień na rowerze oraz „pójście w trupa” na ostatnim okrążeniu które pokonywało się znowu biegnąc.
Po odhaczeniu się w biurze zawodów na spokojnie objechałem sobie trasę: byłem mocno zdziwiony, że wokół popularnego w Częstochowie „Bałtyku” można wytyczyć ciekawą trasę z wieloma zakrętami, piachem, korzeniami, singielkami itp. Ale jak jest fajna trasa to nie ma co narzekać:

W końcu godz 12 więc startujemy – od razu ustawiłem się gdzieś na końcu stawki (przydałby się start sektorowy) aby mnie nie stratowali :P

Cale pierwsze okrążenie przebiegłem w czasie lekko poniżej 20 min czyli jak na mnie bardzo dobrze. Wbiegam do strefy zmiany gdzie zmieniam buty (tu straciłem trochę czasu bo niektórzy mieli już wpięte SPD’y w pedały i przymocowane…gumką recepturką; ot, kwestia doświadczenia), zakładam kask, biorę rower i zaczyna się to co lubię najbardziej – jazda na rowerze MTB!!! Od samego początku jest ogień, jadę mocno, szybko i sprawnie pokonuję kolejne zakręty czy bardziej techniczne odcinki. W zasadzie cały czas jadę na blacie i wyprzedzam kolejnych zawodników krzycząc dosłownie co kilka chwil: „lewa/prawa wolna” , „jadę po Twojej prawej/lewej”. Kultura na trasie wzorowa: żadnych przekleństw, wszyscy grzecznie pozwalają się wyprzedzić! Na każdej z dwóch pętli wyprzedzam po kilka/kilkanaście osób :-)

Po ukończeniu drugiego okrążenia na rowerze (a trzeciego w ogóle) ponowna zmiana: odstawiam rower na miejsce, zmieniam ponownie buty, zdejmuje kask, łyk wody i biegnę na ostatnie 3,8 km.

Ehhh szkoda, że nie ma jeszcze ze dwóch okrążeni na rowerze – pewnie odrobiłbym więcej czasu… Niedługo po starcie wyprzedzają mnie zawodnicy obok których przemknąłem na rowerze w końcowej fazie drugiego rowerowego okrążenia. Wiedziałem, że tak będzie ale myślę sobie, że trzeba biec mocno aby jak najmniej stracić. Niestety wyprzedza mnie jeszcze kilka osób – mnie udaje się wyprzedzić może ze 2 czy 3 osoby. W końcu wbiegam na metę i jest radość –> III CROSS Duathlon Częstochowa ukończony !!!

Dostałem pamiątkowy medal i talerz zupy gulaszowej z pajdą chleba – smaczne, z mięsem i nie tłuste heh. Pokonanie całego dystansu zajęło mi niespełna 58 minut co przełożyło się na miejsce 70/110 (w zasadzie do połowy stawki brakło mi nie więcej niż 2 minuty!!!). Jak na osobę nie biegającą to powiem nieskromnie, że nie ma co narzekać. Dopiero później w domu przeczytałem tytuł tej imprezy jaki pojawił się na stronie www jednej z częstochowskich gazet: „Cross Duathlon Częstochowa: zawodowcy i amatorzy rywalizowali w parku Lisiniec” – czyli startowałem razem z zawodowcami -> fajnie :P

Aha i jeszcze jedno: bieganie w stroju rowerowym to raczej średni pomysł :D

Przebiegłem 7,2 km -> razem w sezonie 2015 - 68 km


  • DST 60.00km
  • Czas 02:45
  • VAVG 21.82km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Praca -> Olsztyn -> dom

Sobota, 3 października 2015 · dodano: 03.10.2015 | Komentarze 1

Miało być kilka słów więc... będzie kilka(naście) zdań :)

Rano ubrałem się jak na wojnę :P i pojechałem na rowerze do pracy. Przed godziną 7 rano chłodno, nieprzyjemnie i jakoś tak przygnębiająco. Udało mi się wyjść w okolicach godz 10 więc pognałem gonić (z założeniem nie męczenia się) ekipę miłośników Jury.  Pojechałem Legionów, dalej czerwonym rowerowym aby dołączyć do czekających na mnie Tomka, Rafała, Mariusza i oczywiście Kierowniczki owego zamieszania :) Dalej już w 5 osób pojechaliśmy bokiem towarnych do Olsztyna gdzie wdrapaliśmy się (różnymi sposobami) na zamek w Olsztynie. Tu kilka pamiątkowych zdjęć w tym jedno szczególnie pozowane :D, chwila odpoczynku i pośmigania po skałkach. Zjazd z zamku i podjazd pod Lipówki, zjazd z Lipówek i... koniec :( Brak czasu zmusił mnie do podziękowania za wspólną jazdę i pognania do domu... Powrót, jak to z Olsztyna, standardowy...
Kilka zdjęć autorstwa Darii za które wielkie dzięki !!!
Modelki wątpliwej urody:


Jedna modelka jedzie do góry...


... i dwie modelki zjeżdżają na dół :P


Dzięki za wspólną jazdę !!!


  • DST 46.00km
  • Czas 02:19
  • VAVG 19.86km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTB Opoczno -> Gielniów

Poniedziałek, 3 sierpnia 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 3

Dzisiaj dane mi było wystartować w cyklu MTB Opoczno w Gielniowie – „dziecku” Marka Galińskiego… Maraton ten nazywany jest „Górską jazdą w centrum Polski” co może dziwić ale… niedowiarkom proponuje przejechać dystans mega – pewnie zmienią zdanie :)
Ja jakoś nigdy nie pamiętam dokładnie co działo się na danym kilometrze wyścigu więc opis nie będzie jakiś szczegółowy. Ale po kolei: na miejsce dojechaliśmy z Agnieszką zaraz po godz. 9 więc mieliśmy sporo czasu aby przygotować się do wyścigu, rozgrzać się i pogadać z Marcinem.
Kiedy ustawiłem się na starcie było ciepło ale nie gorąco czyli pogoda idealna do jazdy – nawet zdjąłem rękawiczki i podwinąłem rękawy aby chociaż częściowo pozbyć się tej idiotycznej opalenizny. Na początek dość długi rozjazd po asfalcie na którym tempo nie było jakieś zabójcze bo nieprzekraczało 35 km/h. Następnie wjazd w pierwszy teren: zaczynają się jakieś podmokłe ścieżki, kocie doły i inne nierówności. Na jednej z nich… gubię bidon –znowu pech?! Jestem zły ale ponieważ pędzimy całym stadem wąskimi ścieżkami nawet nie myślę aby się zatrzymać i go poszukać bo mogłoby to grozić rozjechaniem. W każdym razie musiałem prosić o łyka picia. Jeden z zawodników daje mi butelkę z Oshee ale jest tam picia może na 3 większe łyki więc…oby do bufetu który zlokalizowany jest na 20 km.Podpinam się więc pod grupkę która fajnie pracuje i tak mijamy kolejne kilometry szutrówek i podobnych ścieżek kręcąc często w granicach 30 km/h. Po drodze mijamy jeszcze jakieś bajoro gdzie koło zanurza się niemal po piastę, w międzyczasie kilka innych strumyczków przez które rower trzeba przeprowadzić/przenieść. W końcu jest 20-sty km i bufet, a raczej „bufet” bo zlokalizowany na zjeździe z nawijką o ponad 90 stopni gdzie jest podjazd. Stoi dwóch Panów którzy mają w kubeczkach izotonik i wodę więc łapę kubek w biegu wylewając połowę jego zawartości na siebie. Trochę wypiłem więc cisnę dalej. Za chwilę godzina jazdy a w nogach niemal równo 24 km! Zaczynają się coraz trudniejsze podjazdy,często po korzeniach i piasku więc trzeba się nagimnastykować aby je podjechać.Jak na razie wszystko robię z siodła więc jest ok – tak miało być! :D Tylko na każdym zjeździe (który najczęściej poprowadzony jest po korzeniach więc wytrzęsło mnie mocno) jest jakieś błoto, rozmokła trawa lub kałuża więc jestem już nieźle upaprany ale jak zawsze na maratonie – człowiek omija błoto do pierwszego piasku w gębie :P A przy okazji chwilami jazda to istne rodeo czy inna jazda figurowa na rowerze :P Pamiętam też jedno podejście pod jakiś jakby nasyp z piasku z luźnymi kamieniami wielkości kawałków cegłówek gdzie ciężko jest podejść bo osuwam się kilka razy. Nagle z tyłu głośny krzyk: ”z drogiiii!!!! Zróbcie miejsce, będę podjeżdżał !!” więc wszyscy grzecznie dajemy miejsce (ciężko nazwać to ścieżką) i w tej chwili ten sam głos z tyłu „haha żartowałem !!! nawet Diabeł by tego nie podjechał !!” Ot, taki sytuacyjny dowcip :P Dalej, poza jednym podjazdem gdzie tyle co poprosiłem o wolną ścieżkę spadł mi łańcuch i musiałem zejść z roweru i kolejnym podejściem tym razem po korzeniach wszystko z siodła.Tylko zjazdy pokonywałem mocno asekuracyjnie, na hamulcach, bo… Komuś obiecałem :) W każdym razie ubawiłem się na tych wszystkich singielkach konkretnie! Przy okazji – po 2 godzinach jazdy lekki kryzys a w nogach 40 km więc średnia spadła z 24 do 20 km/h i bolą mnie nadgarstki czyli jest ciężko -> ale tak ma być bo to nie jest parada rodzinna !!!
Bo wyjechaniu z terenu na asfalt ogień do mety - na liczniku cały czas "3" z przodu. Widziałem jakiegoś zawodnika może ze 150 m przed sobą który walczył ale co chwila się odwracał więc jechał już na oparach. Gdyby dojazdówka była dłuższa pewnie bym go dogonił… Przed metą jeszcze do pokonania runda między drzewami.

W pewnym momencie słyszę głośne krzyki Marcina „dawaj Tomek !!! dawaj, dawaj !!!”.  Przez te zakręty nie wiem z której strony ten krzyk więc odpowiadam mu głośnym okrzykiem bitewnym „łaaaaaaa!!!!!” Uśmialiśmy się z tego wszyscy :)

A teraz poważniej, czas 2 godz 19 min przełożył się na:
OPEN: 37/75
M3: 12/28

Jestem zadowolony, ujechałem a nie zarżnąłem się, nic mi sięnie stało, rower też w całości więc biorąc pod uwagę ten rok to chyba do 3 razy sztuka….
I jeszcze moje spostrzeżenia:
- przydałyby się sektory startowe z podziałem dystansów,
- pierwszy bufet średnio zaplanowany,
- miejscami brak wystarczającego oznaczenia trasy przez co uciekają sekundy.
Wszystko inne super -> było Zajefajnie !!!! :)

P.S. przy okazji przekroczyłem 3 tys km w sezonie 2015 !!!


  • DST 66.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 27.31km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kawałek

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 18.07.2015 | Komentarze 0

Kawałek okrążenia Mini Orbity organizowanej przez Krzyśka.  Start zaplanowany był spod Altany Żywiec na godz. 18.15. Kiedy podjechałem wszyscy już byli i szykowali się do odjazdu. Oczywiście spóźniłem się na grupowe zdjęcie, ale to norma :P
W każdym razie uzbierało się nas razem 11 osób. Najpierw spokojnie koło M1 do skrętu na Kamyk odkąd tempo już fajne (od razu wiedziałem, że nic nie wyjdzie z zakładanej przejażdżki ze średnią prędkością rzędu 20 km/h). W Kamyku przerwa, podczas gdy Krzara omawiał z chłopakami kwestie logistyczne ja przejechałem się do Borowianki i z powrotem. Punktualnie o godz. 19 ruszamy na próbne kółko Mini Orbity. Prędkość sporadycznie spada poniżej 25 km/h więc fajnie. Po minięciu DK1 w którymś momencie na jakimś zjeździe  pośmialiśmy się, że podane na forum 20 km/h to prędkość na jedną nogę ;) W Mstowie na rynku postój. Tu niestety z braku czasu muszę się ewakuować do domu. Odbijam na Siedlec i ul. Mirowską dojeżdżam do centrum miasta skąd kieruje się do domu na 1000lecie.
Dzięki za wspólną jazdę.
Aaaa i jeszcze zapożyczone zdjęcie od tzw. dupy strony :) Akurat żegnałem się z peletonem:



  • DST 45.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 23.48km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Dzyn dzyn

Sobota, 27 czerwca 2015 · dodano: 27.06.2015 | Komentarze 3

Nie wolno się śmiać z dzwonka przy rowerze górskim bo za jego brak można dostać mandat a czasem może się przydać :P Nie wolno się też śmiać z koloru różowego bo to jest kolor  madżentowy (czy jakoś tak) !! :P
A teraz po kolei: ponieważ miałem wolne popołudnie zaproponowałem wspólną lajtową jazdę Edycie. Po pewnych turbulencjach umówiliśmy się na 15.30 na Rejtana. Tym razem udało mi się nie spóźnić ale i tak mało brakowało aby znowu zrobić życiówkę na trasie 1000-lecie -> Rejtana :) Już z daleka przywitałem Edytę donośnym " dzyn dzyn" - niby nic a człowiek się uśmiecha haha !! Ruszyliśmy spokojnym tempem przez dawne tereny hutnicze a następnie przez Cmentarz Żydowski gdzie musieliśmy objechać/obejść nową przeszkodę :) Dalej do Legionów, obok Ossona i czerwonym szlakiem aż do Kusiąt. Tu wjechaliśmy w ścieżkę zaraz za szkołą gdzie udało mi się złapać kapcia na podjeździe - nie wiedziałem że mam aż tyle siły. Albo drzemie we mnie niewiarygodnie ogromny potencjał który ujawnia się wtedy kiedy nie potrzeba.

Po wymianie dętki i przypomnieniu sobie, że jednak mam łyżkę do opon, a nawet dwie jedziemy dalej. Zjeżdżamy a mnie się co chwila wydaje, że znowu złapałem kapcia. Okazuje się, że jest ok więc śmigamy dalej. Na zakręcie po piasku w lewo jak prawdziwi profesjonaliści mający ambicje aby ścigać się w maratonach prawie szczepiamy się rowerami ale udaje nam się nie przewrócić. Turlamy się w kierunku Olsztyna wyprzedzając po drodze ciągnik (nie był w stanie usiąść nam na koło - cienias...) i dalej jedziemy przez Ostrówek a następnie dalej terenem aż wyjeżdżamy za Skrajnicą. Przed Odrzykoniem, po zjedzeniu po połowie batonika od Marit Bjoergen, wyprzedzamy jakąś wycieczkę której uczestnicy ładnie zjeżdżają do prawej krawędzi słysząc z daleka "dzyn dzyn" :P Dalej rowerostradą i w kierunku Guardiana, jeszcze ścieżką nad rzeką gdzie znowu rozlega się "dzyn dzyn" dzięki czemu miły Pan widząc nas rozpędzonych jak stado dzikich słoni schodzi ze ścieżki - kultura, a co !! Później standardowo przez tereny hutnicze, pod dworcem PKP  Raków i al.Pokoju gdzie krótki pit stop na ekspresowe zakupy. Rozjeżdżamy się koło estakady i każde z nas jedzie w swoim kierunku. Niestety okazuje się, że w przypadku Edyty jak i moim pojawia się jakaś baba za kierownicą... :/ Dobrze, że nic poważnego się nie stało i...do następnego !!! :-)
p.s. można kopiować/linkować haha :P


  • DST 20.00km
  • Czas 01:11
  • VAVG 16.90km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

SKANDIA MARATON LANGTEAM - Kraków

Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 18.05.2015 | Komentarze 1

W zasadzie ten wpis zamieszczam tylko po to, żeby odnotować „start”…
Przygotowania, w miarę regularna jazda i wszystko na nic… Miało być 58 km a skończyło się na 20 km i proszeniu sędziego żeby uniknąć DNF’a. Wszystko przez uślizg, upadek i tylną przerzutkę która chyba na siebie przyjęła uderzenie po czym przestała ze mną współpracować :(
Zdecydowałem, aby doturlać się do mety zmieniając dystans z medio na mini (co jest zabronione regulaminem). Później uprosiłem sędziego aby zaliczyli mi chociaż dystans mini. W zasadzie poszli mi na rękę, ale dostałem karę10 min co przełożyło się na czas jazdy 1:20:45 i:

M-3 47/144
OPEN 178/618
Mistrzostwa Energetyków 13/59

Ciekawie wyniki wygląda uwzględniając sam czas jazdy, tj.bez kary z czyli 1:10:45
M-3 19/144
OPEN 68/618
Mistrzostwa Energetyków 3/59…

Przed startem: zadowolony i nastawiony na walkę....


Fotka ze znajomymi...


Coś fatalny jest ten rok jesli chodzi o starty... Ale żeby było lepiej najpierw musi być gorzej - przynajmniej tak zacząłem to sobie tłumaczyć 2 dni "po" kiedy cały ten "wnerw" już ze mnie zszedł... Trzeba się gdzieś odkuć !!!


  • DST 61.50km
  • Czas 02:19
  • VAVG 26.55km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Czerwona lokomotywa :P

Niedziela, 1 marca 2015 · dodano: 01.03.2015 | Komentarze 2


Kiedy zadzwoniła Edyta z propozycją jazdy mając czas wgodzinach dopołudniowych szkoda było odmówić. Tym bardziej, że Pogodynki chciały przekręcić moją pętle do Ostrów nad Okszą z objechaniem dookoła zbiornika wodnego więc była szansa na pierwszą jazdę w 2015 roku z „6” z przodu. Ruskim targiem umówiliśmy się na godz. 8.30 pod Halą Polonia. Razem z Edytą i Alkiem przyjechał Marcin którego próżno szukać w sekcie dzieci bikestats :) O dziwo udało mi się wyjść wcześniej więc zrobiłem jeszcze 2 rundki po osiedlu.
Wyruszyliśmy niemrawo i szczerze powiedziawszy byłem przerażony na myśl, że takie tempo będziemy mieli taki czas. Po dopompowaniu kół jeszcze spokojnie pod Szajnowicza-Iwanowa a dalej już do Łódzkiej gdzie Alek zwrócił uwagę, że „oooo Tomek wrzucił już na blat” nabijając się z mojej formy :P Ale okazało się, że jak na bezformie (zakładając, że istnieje takie słowo, ale istnieje przedwiośnie więc bezformie też powinno istnieć hehe) to całkiem nieźle zaczęliśmy naszym pociągiem jechać. Długimi odcinkami pojawiała się „3” z przodu a na prawie każdej hopce z przodu pojawiała się tytułowa czerwona lokomotywa czyli moja skromna osoba… W Cykarzewie Północnym w chwili odbijając na Kocin średnia liczona od Hali Polonia oscylowała wokół 29 km/h.Byłoby szybciej, ale to wszystko przez moją delirkę i czekoladowego banana :P W Ostrowach kilka minut na kilka zdjęć i w drogę powrotną.
W Ostrowach nad zalewem z Edytą (przepraszam, że położyłem Ci rower na głowie haha) i Alkiem:



I męskie grono trzech muszkieterów (do dzisiaj nie wiemczemu do zdjęć rowerowych trzeba stawać szeroko ale podobno tak jest bardziej profesjonalnie):


Chwila miziana :D:


Tutaj kierunek najpierw na Nową Wieś z coraz mocniejszym wiatrem który dodatkowo złośliwie wiał nam prosto w pysk. Dalej przez Czarny Las i Antoniów do Czewy.Pożegnaliśmy się w zasadzie w miejscu w którym się spotkaliśmy. Było trochę śmiechu i stwierdzenie Marcina, który powiedział do mnie coś w stylu „no prowadziłeś co prawda jakieś 70% trasy ale na zjazdach dawaliśmy zmiany” haha.
W każdym razie chyba się trochę przepaliłem więc jest ok.Poza tym sympatyczny wyjazd w fajnym towarzystwie.
Dzięki i do następnego !!!



  • DST 50.00km
  • Czas 01:58
  • VAVG 25.42km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ryzykownie...

Sobota, 14 lutego 2015 · dodano: 14.02.2015 | Komentarze 1

Od ponad tygodnia walczę z jakimś paskudnym wirusem który nie chce się ode mnie odczepić.
Dzisiaj widząc wiosenną pogodę za oknami postanowiłem się na spokojnie przejechać. Albo on mnie, albo ja jego ...
A teraz będę się chwalił :)
Miło kiedy po ponad 10-ciu latach razem lepsza, ale nierowerowa, połowa kupuje na walentynki taki gadżet :)

Dziękuję !!
:*


  • DST 51.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 16.11km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

MTB Cross Maraton (ŚLR) - etap VII Sobków

Poniedziałek, 8 września 2014 · dodano: 08.09.2014 | Komentarze 5

MTB Cross Maraton (Świętokrzyska Liga Rowerowa ŚLR) to dosyć kameralny cykl zawodów których miejsca zlokalizowane są na terenie byłego woj. kieleckiego. Góry Świętokrzyskie oraz inne, mniejsze pasma wzniesień powodują, że poziom trudności jest tak wysoki, że niejednokrotnie sukcesem jest dojechanie do mety a pokonanie wszystkich podjazdów „z siodła” daje dodatkową satysfakcję i dumę.
Sobków miał nie być (podobno) jakimś bardzo wymagającym maratonem, ale… (jak dla mnie) był :)
am start ze stadionu spokojny z powodu wąskiego wyjazdu który blokował peleton, zaraz za bramą zakręt w prawo i od razu podjazd po luźnych kamieniach. Od razu widać, kto zajął dobre miejsce w sektorze startowym które nie oddaje jego umiejętności. Przez to muszę się raz podeprzeć blokując na chwilę osoby jadące za mną – sorry. Zbieram się i podczas tego jednego podjazdu wyprzedzam na pewno około 10-ciu osób. Za chwilę jest zjazd wąskim singielkiem gdzie wolniejsi zawodnicy blokują tych szybszych i lepszych technicznie. Tu jadąc z jakimś zawodnikiem krzyczymy na przemian to „prawa wolna” to „prawa szybsza – puśćcie nas”. I tu widać kulturę na trasie ŚLR – ludzie ustępują miejsca jakby chcieli powiedzieć „jesteś szybszy -> proszę jedź !!” – to się ceni !

Na zjeździe wyprzedzamy pewnie znowu około 10 osób by za chwilę wyjechać na asfalt którym jedziemy może około 1 km po czym zaczyna się jeden z wielu podjazdów :) Podjeżdżamy pod sporą górką środkiem pola; zjeżdżam to na lewo, to na prawo i cały czas wyprzedzam. Za chwilę kawałek zjazdu, i znowu podjazd i zjazd i tak w kółko – zajefajnie!! Jeszcze przed bufetem podjazd po trawie o nachyleniu (podobno – wieści z forum) ponad 20% który pokonuję z siodełka – jest banan na twarzy. Przy okazji proszę jednego z prowadzących rower zawodników aby mnie przepuścił – ten schodzi na bok umożliwiając mi podjechanie !! – pisałem już o kulturze – każdy cykl maratonów może się od ŚLR uczyć !
Zaraz po podjeździe stromy zjazd po śliskiej trawie, w międzyczasie przejazd przez strumyczek po kładce ułożonej z palet przemysłowych; później przejazd przez strumyczek śmierdzącej wody. Ale nawet ten zapach nie był straszny – na otwartych przestrzeniach było tak gorąco że kilka kropel zimnej wody było chwilowym schłodzeniem organizmu. No i dojeżdżamy do… kamieniołomu a zaraz później do wąwozu – za takie ułożenie trasy ktoś powinien dostać nobla hehe !! Po tak technicznych ścieżkach nie miałem okazji jeździć – aż chciałoby się więcej. Za chwilę bufet do którego dojeżdżam na rezerwie bo z ostatnim łykiem picia – obsługa świetna: wszyscy podają izo i wodę czy banany niemal biegając między zawodnikami. Tu sprawa ciekawa – niech o trudności tego maratonu i piekącym słońcu świadczy fakt, że nie było żadnego zawodnika który by się nie zatrzymał. Sam wypiłem chyba ze 4 kubki izo przegryzając kilka kawałków pomarańczy. Poza tym zaraz po bufecie jest, a jakże, następny podjazd, i zjazd, i podjazd...
Jeden ze zjazdów ( nie wyglądałem już jakoś wyjątkowo rześko) :

Często jazda z prędkością 13km/h sprawia wiele wysiłku, są miejsca gdzie miele na młynku 5-6 km/h ale chęć podjechania z siodełka i satysfakcja kiedy mijam zawodników prowadzących rower jest silniejsza od piekących mięśni ! :) Za chwilę będzie malowniczy odcinek wzdłuż Nidy aby później wjechać w teren trudniejszy niż pokonane wcześniej podjazdy. To wszystko przez korzenie które mocno wybijają z jazdy i odbierają przyjemność. Do tego dochodzi ból rąk i co gorsza – coraz mocniejszy ból pleców. Ten ostatni uniemożliwia mi jakąś sensowniejszą jazdę co powoduje, że w głowie pojawia się coraz silniejsza myśl „ja chcę już metę”. No ale nie jest tak kolorowo – trzeba się jeszcze kilka kilometrów pomęczyć. Dodatkowo w okolicach 3 godziny jazdy zaczynają pojawiać się skurcze :( - tego nie brałem pod uwagę :( Tym bardziej, że zaraz przed metą organizatorzy zafundowali nam jeszcze jeden podjazd. Chciałem go szybko pokonać ale z powodu tych nieszczęsnych skurczy musiałem turlać się na młynku jakieś 7km/h. Jakoś wjechałem ale w międzyczasie wyprzedziły mnie 2 osoby :/ Staram się jakoś utrzymać jednej osobie na kole ale nie jest łatwo. Po wyjeździe na asfalt ktoś ze Służb porządkowych krzyczy, że za 100 metrów jest meta więc nie wiem jak, i nie wiem skąd miałem siły ale finiszuję wyprzedzając zdziwionego zawodnika który wyprzedził mnie kilkanaście sekund wcześniej. Wpadam zmęczony i trochę obolały na metę. Ale jaka radość temu towarzyszy :)

Teraz tylko słodki bufet i makaron z sosem mięsnym, myjka, chwila odsapnięcia, pakowanie i czas na drogę do domu.

Co do wyników to mówiłem, że biorąc pod uwagę poziom trudności tras jakie oferuje ŚLR oraz poziom wytrenowania zawodników, sukcesem będzie miejsce w środku stawki. Okazało się, że jest troszkę lepiej i czas 3 godz. 10 min przełożył się na:

102/207 OPEN
28/44 kat. – jakim cudem jestem w M2 wie tylko organizator.

I jeszcze jedno -> wartym odnotowania jest fakt, że wyścigu nie ukończyło prawie 30 osób !!

było zajebiście !!!