Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Tofik83 z miasta Częstochowa. Mam przejechane 24264.10 kilometrów + około 5000 km poza bikestats. Jeżdżę z prędkością średnią 25.01 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
Tak było: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tofik83.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:523.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:20:32
Średnia prędkość:23.96 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:40.23 km i 2h 03m
Więcej statystyk
  • DST 56.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 23.66km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy raz w tym tygodniu...

Czwartek, 30 sierpnia 2012 · dodano: 30.08.2012 | Komentarze 2

Od niedzielnego maratonu w Skarżysku jakoś nie składało mi się żeby pojeździć. Dlatego, gdy wczoraj okazało się, że kilka osób z CFR jedzie do Olsztyna pomyślałem, że skorzystam z okazji i zabiorę się z nimi. Ponieważ rower nosił jeszcze pozostałości po niedzielnym maratonie musiałem dokonać profanacji i umyć go nam myjni bezdotykowej :/ Następnie lekkie smarowanie i pojechałem na miejsce spotkania. Cały czas ciężko mi się jechało co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że kompleksowy serwis jest już potrzebny – ale na niego przyjdzie czas dopiero w poniedziałek…
Od siebie z 1000-lecia na Błeszno skąd na Bugaj, dalej do niebieskiego szlaku by później odbić na pomarańczowy i zacumować w Leśnym w Olsztynie. Po krótkiej posiadówce odłączyłem od ekipy i szosowo przez Kusięta, obok Guadiana przez Kucelin i Zawodzie do Tesco, a później JP2 i AK do domu.
Kategoria od 40 do 60 km


  • DST 61.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 18.30km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia MTB Marathon Skarżysko

Poniedziałek, 27 sierpnia 2012 · dodano: 27.08.2012 | Komentarze 2

Wyjazd so Skarżyska planowałem już od dawna. Wpływ na to miała całkiem znośna odległość od Czewy jak i możliwości co do trasy jakie dają tamtejsze tereny. Po dojechaniu na miejsce pierwsze co rzucało się w oczy to zachmurzone niebo które zwiastowało opady. I tak też się stało, kiedy stałem już w sektorze startowym zaczęło padać. Miało to jednak w tym momencie drugorzędne znaczenie bo wiedziałem, że w lesie będzie mokro, ślisko i błotniście więc kilka dodatkowych kropel deszczu nie robiło mi żadnej różnicy. Start jak zawsze szybki wzdłuż zalewu wodnego, następnie zakręt w prawo po kostce chodnikowej oraz później a’la polną drogą gdzie prędkość utrzymywała się na poziomie sporo powyżej 25 km/h. Już tutaj niewiele widziałem, bo okulary miałem zachlapane deszczówką i błotem :/ Po chwili zauważyłem, że licznik pokazuje 0 km/h więc pomyślałem, że go podczas jazdy wyjmę, przetrę gniazdo i włożę go z powrotem to może zadziała. Niestety wypadł mi z ręki przez co musiałem się zawrócić kilka metrów żeby go zabrać. Jakoś udało mi się dogonić grupkę której jechałem a i tempo było całkiem fajne (a przynajmniej tak mi się wydawało, bo gdy zapytałem jednego zawodnika który to kilometr odparł że 12 a miałem wrażenie że tyle co wystartowaliśmy…) więc nie rwałem do przodu mając jeszcze przed sobą kilkadziesiąt kilometrów. Jechało nas chyba 8 aż do momentu kiedy był rozjazd fit/mega. Tu okazało się, że zostało nas na mega z tej grupki tylko dwóch :/ Tego spodziewałem się już wcześniej, że trudne warunki spowodują, że część zawodników z giga wybierze mega a część z mega pojedzie fit dzięki czemu (albo raczej przez co) poziom mega ulegnie zwiększeniu. W każdym razie dalej niewiele widząc dojechałem do bufetu gdzie na chwilę byłem zmuszony się zatrzymać i przetrzeć okulary. Wziąłem banana i pojechałem dalej. Po chwili wjeżdżamy w teren i zaczyna się ostra jazda !! Wąskie błotniste singielki, błotniste zjazdy i podjazdy czyli to co niektórzy lubią najbardziej. W między czasie rower zaczyna wydawać z siebie jakieś bliżej niezidentyfikowane odgłosy jakby chciał powiedzieć ‘ja chce do domu’ hehe. Ale ponieważ do domu znaczy jeszcze ponad 30 km pozostaję głuchy na jego wołania o pomoc :) Wciągam połowę żela, jadę dalej i dołączam do 3 osobowej grupki gdzie spotykam zawodnika z KTM’a z którym zamieniłem kilka słów stojąc w sektorze przed startem. Dalej kilka km jedziemy razem pokonując wąskie i śliskie zjazdy poprowadzone wąwozami lub czymś co je przypominało aż zaczyna się długi podjazd, który za wyjątkiem krótkiego butowania spowodowanego brakiem siły i techniki jazdy, pokonuję z siodła. Po drodze mijam wielu zawodników którzy zmieniają dętki. Na samej górze nawijka prawie o 180 stopni i szybki ale i techniczny zjazd na którym jestem kilka razy przyblokowany jak nie przez czyjąś glebę to przez nie utrzymanie toru jazdy. Udaje mi się jakoś pokonać ten odcinek aż dojeżdżam do wszechobecnego jeszcze bardziej paskudnego błota po którym nie da się jechać i wszyscy zmuszeni jesteśmy prowadzić rowery. Dziewczyny trochę narzekają ale mówię im, żeby korzystały z okoliczności przyrody bo w cenie maratonu mają błotne SPA :) Zostawiam tą grupkę i jadę dalej, wyjeżdżam z terenowego zjazdu i konsternacja, nie ma żadnego znaku i nie wiem gdzie jechać, robię kółeczko i po chwili słyszę głośne „eeeeeee tutaj!!!” Odwracam się a tam obsługa bufetu woła mnie w ich stronę. No nic, znowu parenaście sekund w plecy.. Dojeżdżam do bufetu aby zatankować i wtedy cała ‘błotna grupka’ przejeżdża. Niestety jestem w stanie dogonić tylko 2 osoby (zresztą miałem niestety słuszne wrażenie że częściej jestem wyprzedzany niż wyprzedzam…). Pojawia się tabliczka informująca, że meta będzie za 10 km a ja czuję, że brakuje mi siły. Wciągam drugą połowę żela którego zagryzam batonem energetycznym i przepijam poweraidem i po chwili czuję, że mogę jechać. Odjeżdżam zawodnikowi który przez kilka minut siedzi mi na kole i pędzę w kierunku mety. Przez skrzypienie już całego roweru najpierw mnie słychać a później widać, ale spinam się na ostatni kilometr i na mocny finisz. Jestem na mecie i czuję się jak mistrz świata bo pokonałem taki dystans w czasie niecałych 3 godzin i 20 minut więc jest OK.



Teraz trzeba tylko coś zjeść i odstać kolejkę do myjek które okazują się być jednym wielkim nieporozumieniem – kto był wie o co chodzi. Pakuję się do auta i zadowolony oraz jak się okazuje na stacji benzynowej niedomyty wracam do domu :)

  • DST 42.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 28.31km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorny standard

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

no i znowu udało się przejechać moją standardową trasę w czasie poniżej 1,5 godz. :)
Kategoria od 40 do 60 km


  • DST 18.00km
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miastowa masakra ;P

Wtorek, 21 sierpnia 2012 · dodano: 21.08.2012 | Komentarze 0

Miastowe "rekreacyjne" kręcenie + załatwienie kilku spraw + umycie KTM'a - należało mu się już :))
Kategoria od 1 do 40 km, inne


  • DST 49.00km
  • Czas 01:43
  • VAVG 28.54km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Uciakając przed burzą

Poniedziałek, 20 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 0

W zasadzie miałem tylko objechać swoją trasę która pokonuje zawsze wtedy gdy nie mam czasu na jazdę w terenie. Tym razem zahaczyłem jeszcze o Kokawę w której znowu musiałem użyć gazu na 2 goniące mnie kundle :/ Przynajmniej wiem, że to pomaga, kiedy wracałem już za mna nie pobiegły :) Ponadto już od Lubojnej mocno się błyskało więc kilka razy zastanowiłem się nad tym, czy uda mi się zdążyć przed burzą. Udało się ! Kilkanaście minut po wejściu do domu zaczęło mcno padać...
Kategoria od 40 do 60 km


  • DST 42.00km
  • Czas 01:41
  • VAVG 24.95km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorny standard

Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 18.08.2012 | Komentarze 0

Podczas objazdu swoich miejscowości po raz pierwszy musiałem użyć gazu na goniącego mnie psa :/ Gdzieś w Starym Kocinie jakiś idiota nie zamyka na wieczór/noc bramy do posesji więc jego pies bezpańsko biega po okolicy goniąc przy okazji rowerzystów... :(
Kategoria od 40 do 60 km


  • DST 42.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 28.31km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieczorny standard

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 16.08.2012 | Komentarze 0

Dochodzę do wniosku, że czasami kilka dni przerwy od roweru może człowiekowi dobrze zrobic :) Później głód kręcenia powoduje, że wykręca się lepszą średnią niż poprzednio. Przy okazji objazdu swoich wiosek minąłem rowerzystę któego mało co sam nie porąciłem. Całkowity brak oświetlenia + brak elementów odblaskowych + ciemne ubranie = brak wyobraźni który może skończyć się tragicznie :(
Kategoria od 40 do 60 km


  • DST 7.00km
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miastowa masakra ;P

Niedziela, 12 sierpnia 2012 · dodano: 13.08.2012 | Komentarze 0

Do lasku aniołowskiego i z powrotem na lajtgową przejażdżkę.
Kategoria od 1 do 40 km, inne


  • DST 78.00km
  • Czas 02:54
  • VAVG 26.90km/h
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miało być troszke inaczej...

Sobota, 11 sierpnia 2012 · dodano: 11.08.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj po południu wyszedłem pojeździć z założeniem przekręcenia sporego dystansu bez zbytniego nastawiania się na prędkość średnią. Zbytniego – czyli żeby średnia nie była niższa niż 25 km/h. Początek w zasadzie standardowy, w stronę Lubojnej i dalej do Cykarzewa gdzie waham się czy nie odbić na Kocin. Decyduje się na jazdę do Ważnych Młynów (zmieniam województwo śląskie na łódzkie) do których dojeżdżam ze średnią nieco powyżej 26 km/h. Czyli jest nieźle. W Ważnych Młynach skręcam na Kłobuck – kawałek drogi to tragedia, dziura na dziurze co o dziwo zmienia się kiedy ponownie wita mnie pozytywna energia śląskiego :) Mijam Ostrowy, dojeżdżam do Łobodna gdzie zaczyna się mocniej chmurzyć i zaczyna kropić lekki deszczyk. W tym momencie mi to jeszcze nie przeszkadza. Kiedy jestem pod Kłobuckiem pada już mocno, wydaje mi się, że zwracam uwagę przechodniów pod parasolami, ale mimo to decyduje się jeszcze na jazdę do Wręczycy Wielkiej. Zanim tam dojeżdżam jestem już zupełnie przemoczony więc decyduję się skręcić w stronę Częstochowy. Tutaj zbieram na twarz wodę ze swojego przedniego koła, z samochodów oraz ciągle padającego deszczu w takiej ilości, że chwilami nie mogę otworzyć oczu :/. Zjeżdżam na przystanek, przecieram mokrym rękawem oczy, okulary i jadę dalej. Jadę w stronę Częstochowy przed którą deszcz przestaje padać – jak się później okazuje w Czewie w ogóle nie padało – to się nazywa mieć szczęście 
W związku z powyższym nie udało się zrobić dystansu w okolicach 100 km… Zmarznięty, ale już niemal suchy dojeżdżam do domu z całkiem fajną średnią.
Kategoria od 40 do 60 km


  • DST 6.00km
  • Sprzęt KTM Chicago
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miastowa masakra ;P

Czwartek, 9 sierpnia 2012 · dodano: 09.08.2012 | Komentarze 0

Po mieście załatwić jedną nietypową sprawę...
Kategoria od 1 do 40 km, inne